Baner


wtorek, 26 sierpnia 2014

SZEWC BEZ BUTÓW CHODZI ... CZYLI TRENER TEORETYK

Trenerom często zarzuca się, że są teoretykami a nie praktykami. Przekazują wiedzę, której, na co dzień nie stosują. Jest w tym trochę prawdy. Znam firmy szkoleniowe, które popełniają błędy przy rekrutacji, nie delegują uprawnień swoim pracownikom a jedynie delegują zadania, nie potrafią rozwiązywać konfliktów w zespole. Trenerzy tych firm na szkoleniach przekazują wiedzę, której nie potrafią wykorzystać na co dzień w swojej pracy.
Z drugiej strony, jeżeli ktoś jest dobrym, skutecznym menedżerem, szkolenia traktuje jedynie, jako ciekawe, rozwijające doświadczenie. Zaś najlepsi trenerzy mający tak bardzo wypełniony kalendarz i wysokie stawki za dzień szkoleniowy, że nawet nie myślą o zakładaniu własnej firmy. Rzadko zdarzają się osoby łączące zarządzanie ze szkoleniem.  Częściej znajdziemy przypadki przejścia z branży szkoleniowo – konsultacyjnej do zarządzania. Taką drogę przeszedł m.in. Krzysztof Pióro menadżer, od lat pracujący dla amerykańskiego funduszu Enterprises Inverstors, specjalizujący  się w restrukturyzacji przedsiębiorstw.  W jego przypadku motywacją do zmiany była chęć przekształcania rzeczywistości, wpływania na nią, tworzenia. Z obiecującego trenera – konsultanta stał się znanym specjalistą od restrukturyzacji. Przejścia w drugą stronę – od zarządzania do szkoleń – dotyczą najczęściej emerytowanych menedżerów, bądź tych, którzy się wypalili i potrzebują zmian w swoim życiu.
Bywa jednak inaczej i na szczęście istnieje wiele firm szkoleniowych systematycznie dbających o rozwój swoich kompetencji. Spójnych wewnętrznie. Stosujących, na co dzień wiedzę, którą przekazują na szkoleniach swoim klientom. Przykładem takiej firmy jest niemiecki Cocomin specjalizujący się w szkoleniach dla branży finansowej. Ponad dziesięć lat temu Andreas Glemser, w pewną listopadową noc wsiadł do samolotu odlatującego z frankfurckiego lotniska do Kapsztadu. Zaledwie pięć godzin wcześniej w obecności notariusza złożył podpis pod dokumentem, który wyposażał jego zastępcę w nieograniczone pełnomocnictwo. Andreas, założyciel Concomin, pracował po 16 godzin na dobę. Zbudował firmę od podstaw, na początku pracując w dziecięcym pokoju. Zajmował się wszystkim osobiście – od pracy koncepcyjnej, poprzez akwizycję, prowadzenie szkoleń po kupno papieru toaletowego. Załatwiał 95% zleceń. W listopadzie, w którym Glemser zdecydował się na odważny krok Concomin przeprowadzał 3 tys. dni szkoleniowych, zatrudniał 50 pracowników, każdego roku zwiększał swoje obroty o dwucyfrowy wskaźnik. Wielu menadżerów twierdzi, że nie mogą pozwolić sobie na urlop dłuży niż dwa tygodnie. Janusz Filipiak, założyciel i prezes Comarchu nawet na dwu tygodniowych wakacjach codziennie poświęcał dwie godziny na odpowiedzi na maile i trzy godziny był dostępny „pod komórką”. Glemser zdecydował się na coś, co wielu menadżerom wydaje się niemożliwe … opuścił firmę na trzy miesiące wyruszając z rodziną w podróż. Obiecał sobie, że przez ten czas nie zajrzy do poczty elektronicznej i nie będzie odbierał służbowych telefonów. Zastępca szefa firmy i kierownik projektów  Concomin mieli zanotowane na kartce najważniejsze zadania na okres urlopu szefa: pozyskiwanie klientów oraz podtrzymywanie kontaktów. Po trzech zebraniach wszyscy w firmie wiedzieli, co będą robić. Trzy najważniejsze orzechy do zgryzienia: pozyskiwanie klientów, organizacja firmy i nowe produkty. No i projekt „Post-Pilot” dla Deutsche Post.
W drugim miesiącu urlopu szefa pracownicy odnieśli pierwsze sukcesy w pozyskiwaniu nowych klientów. Opracowali nową strategię. Do potencjalnych klientów nie tylko – jak dotychczas – pisali listy, ale docierali też przez telefon. W lutym call center skontaktował się z 40 bankami i kasami oszczędnościowymi. Pracownicy Concomin opracowali nowe produkty: mystery shopping oraz best-practice workshops.
Kiedy w marcu Andreas Glemser wylądował we Frankfurcie po trzy miesięcznej podróży w jego komórce nie było żadnej nieodsłuchanej wiadomości. Początkowo nie potrafił się odnaleźć. Po powrocie ma czas, aby odprowadzać synów do przedszkola. Pozyskuje dla firmy 30% klientów. Prawie w ogóle nie pracuje jako trener. Zajmuje się pielęgnowaniem kontaktów z klientami i chodzi z nimi na kolację. Poświęca dużo uwagi strategii. Cocomin stał się liczącą firmą szkoleniowo-doradczą w sektorze finansowym, zaczął rozszerzać swoją ofertę na przemysł farmaceutyczny i samochodowy.

Co zyskała firma podczas nieobecności szefa? Wzrost kreatywności pracowników, więcej odpowiedzialności za siebie.  Cocomin pod względem biznesowym dokonał skoku do przodu. Potroiła się liczba spotkań z potencjalnymi klientami i podwoiły się obroty. Co najważniejsze Andreas nie pracuje już 16, ale osiem godzin dziennie. Maksyma, którą trenerzy Cocomin wbijali do głowy szkolonej kadrze kierowniczej „ Zaufajcie swoim pracownikom, dajcie im więcej swobody” stała się zasadą obowiązującą w ich firmie. Na biurku szefa leży kartka z mottem „Nastał czas spokoju”.